Kochany moj blogu którego nikt nie czyta. Moje wyobrażenie na temat prowadzenia Ciebie (chociaż trwa to od 5 dni) było zupełnie inne. Sądziłem że pomożesz mi jakoś poukładać życie, że ktoś kto zagłebi sie w moje płytkie przemyślenia napisze mi cokolwiek, cokolwiek co pomogłoby mi zrozumieć otaczający świat. Chociaż mimo tego lekkiego rozczarowania, myślę że i tak jest mi lżej. Cieszę się że mogę się wypowiedzieć bez żadnych konsekwencji, napisać co tak naprawde mnie gryzie. Najgorsze dla mnie jest używanie tych polskich znaczków, żeby sie lepiej czytało (przyzwyczajenie z gg i komórki). Przed chwilą przyszła do mnie siostra, tak żeby zapytać co się stało. Kochana jest, zawsze próbuje jakoś mi pomóc. A teraz mam przed sobą wizję poniedziałkowego kolokwium tym razem z innego przedmiotu. Strasznie rozbiegane myśli krążą mi po głowie. Przecież jeszcze nie napisałem najważniejszego, wczorajszą nockę spędziłem z nią, kobietą z która jestem prawie 2 lata w związku. Była to ciężka noc, bez namiętności bez niczego takiego. Była to nieprzespana noc, jak nigdy wszystko mi w niej przeszkadzało, to że było gorąco pod kołdra, to że sie do mnie przytuliła, to że czasami zachrapała..Jak mogę być takim skurwysynem... przecież ta dziewczyna się tak stara..dzisiaj zanim odprowadziłem ją na autobus, próbowałem ja przygotować do tego że coś jest nie tak. Próbowałem..bo chyba nie starczyło mi odwagi..przecież grudzień to nie jest dobry czas na rozstania. Mam zmrozić jej serduszko gdy wokół wszystko takie kolorowe, świąteczne, magiczne..a może i ja poczuję magię świat..może coś się zmieni. Chciałbym żeby zjawił się ktoś..ktokolwiek...ktoś kto rozwiązałby moje problemy..ktoś kto powiedziałby nie bój się tak będzie najlepiej..ktoś kto poprowadziłby mnie.. Wiesz mój blogu, dzisiaj umówiłem się też z kimś. Może to będzie dla mnie odpowiedź..o ile całe to spotkanie dojdzie do skutku. I słońce świeci mi teraz na twarz..siedzę skulony na łóżku ospale klepiąc w klawisze. Może świat na mnie czeka, może rozstanie byłoby najlepszym rozwiązaniem, tylko czy ja sobie z nim poradzę? Sam napewno nie, ale od czego ma sie przyjaciół. Pamiętam moje ostatnie rozstanie, tak wtedy straciłem wiarę w kobiety i w uczucia, ale kto by nie stracił..Było to tak. Z nią bylem w zwiazku pół roku. Myślałem wtedy że nic piękniejszego nie może sie mi przytrafić. Namiętność, pocałunki, seks, wielogodzinne rozmowy o niczym lub o najważniejszych sprawach na świecie. Mogłem patrzeć na nią godzinami. Smukłe długie nogi, piękna pupa, kształtne piersi , może odrobinę zbyt mało wyraźne, ale wtedy nie miało to dla mnie znaczenia, i jej twarz. Zionęło od niej czymś tajemniczym, czymś dzikim..i te oczy w których mógłbym z przyjemnością sie zgubić i zostać tam na zawsze. Tak właśnie taka była ona dla mnie wtedy , teraz wydaje mi sie diametralnie inna z perspektywy czasu, eh coż ta miłość robi z człowiekiem. Nie odbiegajac jednak od tematu..byłem z nią naprawdę szczęśliwy. Pamietam, był to dlugi majowy weekend. Zaczął sie super imprezą 18stkową mojego przyjaciela. Byłem z nią,bawiliśmy sie wspaniale, około północy zamówiliśmy taksówke.. do jej domu, stała tam przyczepa campingowa..hm jak wielkie było nasze podniecenie..fascynacja ciałami..i gorący seks..nic nie zapowiadało tragedii. Rano pojechałem cały w skowronkach do domu. Bylem taki szczęśliwy, cały dzień pisaliśmy do siebie jak to sie nie kochamy, jak to będzie wspaniale...a następnego dnia rano sms że musimy porozmawiać...zadzwoniłem..a ona że sie dusi, że potrzebuje przerwy, że nie spała cała noc i dużo myślała..że nie jest pewna. Nie wiedziałem co robić, ale następnego dnia powiedziała mi że musimy sie rozstać, oczywiście przed tymi słowami dowiedziałem się że jestem najfajniejszym facetem na ziemi, że to z jej winy, że jestem idealny ale ona na mnie nie zasługuje..żenada. Pamiętam że dałem jej wtedy słonika z trąbą triumfalnie uniesioną do góry w ramach podziękowania za wspaniały czas gdy byliśmy razem. Później przeżyłem chyba tylko dzięki moim kumplom. Niekończące sie wyciaganie mnie na ogniska imprezy..dużo wtedy alkoholu sie przelało, ale to jakoś pozwoliło mi zapomnieć. Dowiedziałem się później że ona zdradzała mnie przez ok 2 miesiące i zaczęła być z nim. Bolało, ale zagoiło sie i pozostawiło bliznę, przez którą zacząłem bardzo przedmiotowo traktować kobiety, oj wtedy sie działo.. Ale dość już tego użalania sie nad sobą. Czas aktywować misję fizjologia :). 3maj sie mój samotny blogu